Patrzący kasztan, autor: Szedar1 |
Wszystko mam?
Klucze – domowe,
samochodowe?
Buty. Nie te – tamte!
Do drzwi. Wróć!
Zapomniałam pendrive. A tam przecież są pliki zgrywane do ostatniej chwili. Zarwana
noc zamaskowana pudrem i tuszem do rzęs. Tak na marginesie - nawet nieźle wyszło...
Teczka z
dokumentami przerzucona przez ramię. Segregator pod pachą. Wprawne dwa obroty
klucza w zamku. Winda. Guziczek na zero.
Parter. Rzut oka na zegar wiszący w
recepcji budynku. 8:37.
Ojej, jak późno! A o 9:30 zaczynam od spotkania, i
muszę dokończyć ten materiał dla klienta, i powinnam go wysłać przed południem
i…
Czas kręci karuzelą zdarzeń, już zbyt długo i za szybko. Mdli mnie od tego
kręcenia, ale nie zeskakuję z krzesełka.Jak w dzieciństwie. Strach, że nie
zdążę uskoczyć i krzesełko uderzy mnie w plecy jest silniejszy niż mdłości. No
to się kręcę…
Stuk, stuk, stuk!
Obcasy czarnych pantofelków zbiegły ze schodków. Do samochodu biegiem marsz!
- cześć Zielonooka
Królewno! – głos, chyba nie do mnie? zerknęłam ukradkiem przez ramię i nikogo
nie zauważyłam. Coś mi się uroiło! Krok, który na chwilę zwolnił, teraz znów
nabrał desperackiego tempa.
- hej, no co tam? Nie
jestem wart nawet jednego królewskiego spojrzenia? – głos ponownie zaczepił.
Teraz słyszałam go bardzo wyraźnie. Dobiegał z… z ziemi? Pijany, wariat, czy
co?! Zaskoczona odwróciłam się gwałtownie. Nikogo za mną nie było. Za to trzy
kroki ode mnie lśnił rudy kasztan. Skrzywiłam się. Nie, no teraz to ja
zwariowałam, bo nic nie piłam! Już nigdy więcej nie będę pracować po nocy. Już
miałam się odwrócić – o rany! spóźnię się! – gdy zaczęło mi się wydawać, że kasztan
zamrugał w słońcu.
- jestem zaszczycony
Zielonooka – Kasztan uśmiechnął się szeroko – śliczny dzień nam się zapowiada, w
dodatku tak miło rozpoczęty! Niesiesz w segregatorze sny wyśnione w jesiennych
kolorach? – nie wydawało mi się. Ten kasztan naprawdę gadał! Z wrażenia gapiowato
otworzyłam buzię. A właściwie to zwyczajnie opadła mi szczęka. Kasztan w ogóle
nie zwrócił uwagi na moje zaskoczenie.
- przepraszam,
jestem spóźniona – odburknęłam po chwili. „Nie rozmawiaj z obcymi!” powtarzała
konsekwentnie mamusia i teraz ta stara zasada zahuczała w głowie. A kasztan –
gadający czy nie – obcym przecież był. No i… gadający kasztan!? Proszę cię…
- a poza tym ty, ty…
ty nie mówisz! – rzuciłam zwycięsko. Tu go mam! Nie zwariowałam.
Jak na kasztana
niemowę to jego serdeczny śmiech dosyć wyraźnie dźwięczał w uszach.
- oczywiście, że nie
mówię. Nie potrafię mówić! Ale czy nie dlatego rozmowa ze mną jest tak intrygująca?
I widzę jak na mnie zerkasz – dodał filuternie - wpadłem ci w oko, Królewno!
- a czy ty
przypadkiem nie jesteś zbyt pewnym siebie kasztanem? – przybrałam ton „co ty
sobie wyobrażasz, jestem zajęta!”, ale kucnęłam przy Rudym. Ciekawość wzięła
górę. Ta iskra w jego oku, taka figlarna, przekorna. I uśmiech. Biła z niego
życzliwość. I wydawał się w tym szczery. A poza tym czemu nie poflirtować z
kasztanem… i tak nikt nie uwierzy.
- długo tak tu
leżysz i zaczepiasz ludzi? – zapytałam odkładając segregator na ziemię.
Spotkanie, materiały i inne pilne sprawy powiewały razem z liśćmi nad głową.
„Pięć minut mnie nie zbawi, zdążę” usprawiedliwiłam się w myślach.
- dopiero co
zleciałem na skrzydłach wiatru pod twoje stopy – ukłonił się dwornie.
Żartowniś! – ale dzisiaj obudziły mnie pierwsze promienie słońca, gdy zatańczyły
w liściach kasztanowca. Potem nasłuchiwałem jak ulica budzi się do życia. Coś
niesamowitego, zwróciłaś kiedyś na to uwagę? Muzyka miejskiego poranka –
zmrużył oczy i zaczął nasłuchiwać.
- Poczułem rytm
ulicy: warkot silników do pracy! do pracy! Dzieciństwo wytupywane bucikami
biegnącymi do szkoły, dorosłość ciągnąca skrzypiący wózek dostawczy ze sklepu
obok i radość życia odmierzana uderzeniami miękkich psich łap… Zamknij oczy.
Pozwól wchłonąć się chwili. Czujesz to?
Popłynęłam za jego
głosem. Na chwilę straciłam poczucie czasu. Gdy się ocknęłam w brzydkim
podwórku nagle dostrzegłam… kasztanowiec. Od kiedy wynajęłam tu mieszkanie
pośrodku placyku stało jakieś drzewo i już. Teraz wyrósł przede mną dostojny
kasztanowiec, z szorstką korą. Pomiędzy liśćmi połyskiwały młodziutkie
kasztany. W swoich na wpół otwartych skorupkach czekały na mocniejszy podmuch
wiatru. Wyrósł między schodami, bramą podjazdową, śmietnikiem i starą kamienicą
z obdrapanym tynkiem. Kasztanowiec… zawsze tu był? Wczoraj dla mnie nie istniał.
Z karuzeli nie widać
drzew!?!
kasztan, autor: Kolakao |
Zdziwiona własnymi
myślami spojrzałam na kasztana. Uśmiechnął się tak ślicznie i wyrozumiale,
tylko czekał na moje olśnienie w sprawach tak oczywistych.
Uświadomiłam sobie
zapach powietrza. Pachniało jesienią, chociaż dzień był słoneczny jak latem.
Przypomniałam sobie, że lubię, nawet bardzo, tę porę roku. Liście porozrzucane
dookoła. Trawa wciąż zielona. Słońce nie jest już takie drapieżne, a jednak
przyjemnie grzeje twarz.
Podniosłam
gadatliwego kasztana z trawnika i położyłam sobie na dłoni. Palcem obwiodłam
jego kasztanową połyskliwość. Znów puścił oko i uśmiechnął się. Obudził beztroskie
dziecko jakim kiedyś byłam...
Beztroskie nie dlatego, że bez żadnych trosk, ale
bez tego całego bagażu doświadczeń. Wtedy świat stał przede mną otworem. A to
co najważniejsze było jeszcze tajemnicą, niewiadomą, nadzieją, marzeniem. Księciem
na białym koniu. Kasztanem, który mógł być tym, czym go czyniła dziecięca
wyobraźnia… Zamknęłam dłoń.
Podwórko
rozchichotało się, rozszeptało, rozgadało. Pozbierałam wszystkie szczęśliwe
kasztany. Wesoło podskakiwały w teczce obok papierów. W domu rozsypałam je na
stoliku nocnym. Wieczorem zapaliłam świeczki i zaparzyłam herbatę z sokiem
malinowym. Okręciłam się kocem i parząc usta słuchałam kasztanowych historyjek
– przekomarzań, złośliwostek, rozmów o sprawach dużych i małych, obrazków z
życia podwórka, z życia kasztana i z życia też. Po raz pierwszy od dłuższego
czasu zasnęłam i snem wyśnionym w jesiennych kolorach spałam nieprzerwanie do
rana.
Nie po raz ostatni.
_____________________________________________________________________________
lubię kasztany. ich magnetyczny urok. każdej jesieni jakiś jeden zamieszkuje kieszeń kurtki lub skacze po półkach z książkami. ten "kasztan" napisałam tak dawno, tak dawno... tęsknota za okresem beztroski. już raz publikowana i usunięta.
na coś co jest nieodwracalne - myślę rzucając kasztanem w palcach - i być w tej sytuacji zupełnie bezradną. Płakać? A co mają z tymi łzami zrobić Ci, którym przychodzi to przeżywać? Ja tylko patrzę...
Wytrzymaj, z otwartym sercem, bez roztkliwiania się, wytrzymaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co czujesz?