czwartek, 4 września 2014

Słowackiemu krzyczą koty

Słowacki wielkim poetą był.
I był we Wrocławiu. 
 Juliusz Słowacki: - Niegodziwy Wrocław, zdarli mnie okropnie, bo za dni 16 zapłaciłem 30 talarów i miałem tylko tę przyjemność, że mieszkałem w zupełnie starożytnej kamienicy, której dachy wyższe są niż trzypiętrowe ściany, a pod dachami pieje kogut i krzyczą koty.
Juliusz Słowacki: - Niegodziwy Wrocław, zdarli mnie okropnie, bo za dni 16 zapłaciłem 30 talarów i miałem tylko tę przyjemność, że mieszkałem w zupełnie starożytnej kamienicy, której dachy wyższe są niż trzypiętrowe ściany, a pod dachami pieje kogut i krzyczą koty. (Fot. Krzysztof Gutkowski / AG)


Jestem z Wrocławia.
Będę... wielkim poetą???



Romantyzm mam we krwi. 
Słowackiemu krzyczały KOTY pod dachem kamienicy, za to ja piję w knajpkach pochowanych po piwnicach. 






Śnię romantycznie, 




zachwycam się pięknymi, aczkolwiek zbytecznymi drobiazgami, 






gapię się w rozgwieżdżone niebo maślanymi oczami.
Naprawdę umiem wzdychać do księżyca! 


Profesjonalnie przeżywam wielkie dramaty. Najlepiej, żeby to były dramaty miłosne...
Wrocław, 1945 r.








Bywam nieobecna duchem, 

zanurzona w melancholi, schowana w marzeniach. 





No i wyjątkowo dobrze wychodzi mi rujnowanie...























Huśtawka nastrojów, 





duchowe poruszenia i gadanie do siebie na głos...





Coś jest na rzeczy.





I tylko jeden problem:


poezja mi wychodzi bokiem. 




Coż... jak na załączonym obrazku. Jestem kotem. 




Romantyzm okazał się sentymentalizmem.




Prozaiczna przyczyna - nie umiem pisać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co czujesz?