Lubię firanki
za tę ich dwuznaczność.
Dawno temu w Holandii, w czasach gdy obserwowanie życia ulicy z okna bywało zajęciem gospodyń domwych, firany ozdabiały okna i dodawały splendoru właścicielce.
Do czasu.
Mąż pewnej Pani był może i dobrym człowiekiem, ale jako mężczyzna był w życiu tej Pani mocno nieobecny. Pewnego razu ta Pani zaiskrzyła z jakimś Panem. Pan nie był jej mężem, więc ta namiętność dziać się działa w ukryciu przed sąsiadami, a szczególnie przed sąsiadkami. Gdyby nagle w środku dnia nie wystawała w oknie - mogłoby to wzbudzić podejrzenia.
No to żeby stworzyć pozór "dobrego prowadzenia się" i zapewnić sobie mocne alibi, Pani - jak zazwyczaj - wystawała w oknie. Tymczasem kochanek ukryty w zwojach firany, rozpalał zmysły i zaspokajał potrzeby. Bo nawet przykładna gospodyni domowa potrzeby ma. Sprawa się wydała.
No to żeby stworzyć pozór "dobrego prowadzenia się" i zapewnić sobie mocne alibi, Pani - jak zazwyczaj - wystawała w oknie. Tymczasem kochanek ukryty w zwojach firany, rozpalał zmysły i zaspokajał potrzeby. Bo nawet przykładna gospodyni domowa potrzeby ma. Sprawa się wydała.
Odtąd Holendrzy, w moim odbiorze naród dosyć... chłodny, zamiast zaspokoić swoje kobiety, odarli się z ochrony zwykłej ludzkiej intymności, na rzecz ZASAD. Aż zacytuję Joannę Staryk i jej "Firany historia prawdziwa":
Podsumowując - okna bez firanek w Holandii uznawane są jako wyraz „nie mam nic do ukrycia, a Bóg i tak wszystko widzi”.
zabawa w chowanego kuferek otwarty |
Uhm... aż zrobiło mi się duszno od tej kontroli.
Twój Bóg też Cię tak inwigiluje?
Kot w firanie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co czujesz?